lamp w portowych tawer-nach, w których wciąż bawiły się załogi zakotwiczonych statków... Strona początkowa          precyzji          dotykania          ◬ str...          zniszczeniu          14 /...


Wątki W gniewie człowiek z łatwością zdobywa się na czyny, przed którymi wzdragałby się w normalnych warunkach RODZINY ZASTPCZE, rodziny, w ktrych umieszcza si maoletnie dzieci w celu sprawowania nad nimi opieki i ich wychowania, w przypadku braku lub dysfunkcji rodziny... Domy, w których przejawiają się raczej czynności umysłu lub ducha, nazywamy mistycznymi i do nich należą: IV, VIII oraz XII, ponieważ mówią one o przejawieniu... Bogacz obciajc si rzeczami, ktrych ani sam nie uywa, ani drugim uy nie pozwala, jest na ksztat psa zamknitego w klatce, ktry caej siy uywa do pilnowania i... - Janie wielmony wojewodo! - rzek - Bg mi wiadek, em jeno o czasiech tych strasznych myla, w ktrych senatorowie i dygnitarze koronni czoem bi musz przed... czterech korpusach, których ogony, podobnie jak ogony ryb, wychodziły z tylnej części ciała; także ludzi i wiele innych potworów [... zagłębiałoby się ono wcale w wodę, gdyby nie szamotania, przy których ramiona wynurzają się z wody, i gdyby nie chwytanie oddechu pod jej powierzchnią... Balearskich i podobne ludy, u których rządzi nieład, mogą ją wielbić z moralną rzetel- nością; nie może tego czynić żaden posłuszny prawom Grek... -2000-2006 – polityka regionalna po zmianach wprowadzonych na mocy Agendy 200014, jest odzwierciedleniem zachodzących wewnątrz WE procesów, których... Na równi z toreadorami gazety sławiły bycze rody - kształcone z dziada pradziada dowalki w „szkołach byków”, zwanych vacadas - z których najsłynniejsze... szczebla lokalnego, bliszego obywatelom Unii, a dla Komisji rezerwujca tesprawy, ktrych rozstrzygnicie moe nastpi wycznie na poziomiewsplnotowym...
Newsletter Your E-mail Address:

  Subscribe
  Un-Subscribe



Login here
Uid 
Pwd
            
                     
         

 

Search This Site
two or three keywords

          
Tell a Friend About This Web Site!

Your Email  
Friend's Email
Message

     

                                       

                                                                                                                                     

 
Welcome to ArticleCity.com

W gniewie człowiek z łatwością zdobywa się na czyny, przed którymi wzdragałby się w normalnych warunkach

Wzrok Jima
powędrował naturalnie do pojedynczego punktu światła, który dzieliła od innych ponad mila ciemności. Był to
magazyn i biuro Kompanii Handlowej Braci Courtneyów; Jim wiedział, że światło pali się w gabinecie ojca na
drugim piętrze ogromnego składu.
- Papcio znów liczy szekle - rzekł ze śmiechem. Tom Courtney, ojciec Jima, był jednym z najbogatszych
kupców na Przylądku Dobrej Nadziei.
- Już widać wyspę - oświadczył Mansur, nie roniąc ani jednego pociągnięcia wiosłami, i Jim wrócił myślą do
czekającego ich zadania. Przesunął linę rumpla, owiniętą wokół dużego palca jego bosej prawej stopy. Zmienili
nieco kurs, kierując się na północny kraniec wyspy Robben, Foczej Wyspy. Na skalistym przylądku wprost roiło
się od tych rybożernych zwierząt. Chłopcy już czuli w nocnym powietrzu ciężki odór ich odchodów. Jim stanął
na ławeczce, żeby poszukać na brzegu punktów orientacyjnych, które pomogłyby mu ustawić łódź dokładnie
nad głębiną, którą nazwali Kotłem.
Nagle krzyknął i opadł na ławkę.
- Patrzcie na tę wielką niezdarę! Zaraz nas staranuje! Wiosłujcie, do licha, wiosłujcie! - Wysoki okręt pod
ogromną masą żagli szybko i bezszelestnie opłynął północny cypel wyspy. Popędzany północno-zachodnim
wiatrem sunął z przerażającą szybkością prosto na mały skif.
- Przeklęty holenderski kretyn! - wrzasnął Jim, pchając długie wiosło. - Lądowy szczur, bękart portowej
dziewki! Nawet nie zapalił latarni.
- Powiedz, jeśli łaska, gdzieś się nauczył takich wyrażeń? - wydyszał Mansur między jednym rozpaczliwym
uderzeniem wiosłami a drugim.
- Jesteś takim samym pajacem jak ten głupi holender - burknął ponuro Jim. Statek już zawisł nad nimi; jego
fala dziobowa lśniła srebrzyście w blasku księżyca.
- Trzeba ich ostrzec! - zawołał nagle Mansur, widząc, że niebezpieczeństwo jest coraz bliżej.
- Nie warto zdzierać gardła - rzucił Zama. - Wszyscy śpią jak zabici. Nie usłyszą cię. Wiosłuj!
Wparli się w wiosła; mała łódka prawie śmigała po wodzie, lecz wielki okręt zbliżał się jeszcze prędzej.
- Chyba przyjdzie nam skakać? - powiedział Mansur pytającym, pełnym napięcia tonem.
- Świetnie! - warknął Jim. - Jesteśmy dokładnie nad Kotłem. Sprawdzimy opowieść twojego ojca. Którą nogę
Wielka Julia odgryzie ci najpierw?
Wiosłowali zawzięcie, w milczeniu; choć noc była chłodna, na ich ściągniętych twarzach błyszczały krople
potu. Kierowali się do skał, gdzie wielki żaglowiec nie mógł ich staranować, lecz byli jeszcze o cały kabel od
nich, a wysokie żagle wisiały nad nimi, przesłaniając gwiazdy. Słyszeli już wiatr dudniący w płótnie,
trzeszczenie drewnianego poszycia i melodyjny pomruk fali dziobowej. Żaden z chłopców nie odezwał się
słowem, lecz napierając na wiosła, spoglądali z przerażeniem na okręt.
- Słodki Jezu, ratuj! - szepnął Jim.
- Na Allaha! - zawołał cicho Mansur.
- Na wszystkich ojców mojego plemienia!
Każdy wołał swojego boga lub bogów. Zama ani na chwilę nie przerwał wiosłowania, lecz jego białe
błyszczące oczy lśniły na tle czarnej twarzy, gdy patrzył na zbliżającą się śmierć. Fala przed okrętem podniosła
ich, a potem odrzuciła; zsuwali się z jej grzbietu rufą w dół. Pawęż zanurzyła się i lodowata woda runęła na łódź.
Wszyscy trzej chłopcy zostali wyrzuceni przez burtę w jednej sekundzie, gdy potężny kadłub żaglowca uderzył
w skif. Zanurzając się, Jim uświadomił sobie, że było to tylko muśnięcie. Łódka została ciśnięta w bok, ale nie
słyszał trzasku pękającego drewna. Wpadł głęboko w wodę, chciał jednak zanurkować jeszcze głębiej. Wiedział,
że zetknięcie z dnem okrętu byłoby fatalne w skutkach. Kadłub musiał być pokryty grubą warstwą pąkli po
oceanicznym rejsie, a ich ostre jak brzytwa muszle zdarłyby mu ciało do kości. Spodziewając się straszliwego
bólu, napiął wszystkie mięśnie, lecz ból nie nadszedł. Paliły go płuca, pierś rozpaczliwie walczyła o oddech.
Zwalczył to pragnienie i zwrócił się ku powierzchni dopiero wtedy, gdy był pewien, że okręt się oddalił. Przez
czystą wodę ujrzał złoty zarys księżyca, nikły i drżący, i popłynął ku niemu, wytężając wszystkie siły mięśni i
woli. Nagle wyskoczył na powierzchnię i napełnił płuca powietrzem. Przewrócił się na plecy, zachłysnął,
zakrztusił i jeszcze raz wciągnął w usta życiodajną słodycz.
- Mansur! Zama! - wycharczał, natężając zbolałe płuca. - Gdzie jesteście? Wynurzcie się, do licha. Niech was
usłyszę!
- Tutaj! - usłyszał głos Mansura. Jim obrócił głowę; jego kuzyn trzymał się kurczowo rękami zalanego skifu,
długie rude kędziory przylepiły mu się do twarzy jak futro do skóry foki. W tej samej chwili na powierzchni
pojawiła się jeszcze jedna głowa.
- Zama! - Jim podpłynął do niego dwoma uderzeniami ramion i pomógł mu się wynurzyć. Zama zakaszlał, z
jego ust buchnął strumień morskiej wody i wymiocin. Próbował złapać Jima obiema rękami za szyję, lecz ten
wyniknął się zręcznie. Dopiero gdy Zama rozluźnił uścisk, pociągnął go do kołyszącego się skifu.
- Złap się! - rzekł, kierując jego dłonie do burty. Wisieli na niej wszyscy trzej, chwytając gorączkowo
oddech.
Jim pierwszy doszedł do siebie i uniósł się gniewem.

 

 


Copyright 2001-2099 - W gniewie człowiek z łatwością zdobywa się na czyny, przed którymi wzdragałby się w normalnych warunkach